niedziela, 14 kwietnia 2013

Płodna niedziela

Proszę źle nie zrozumieć, tytułu dzisiejszego posta. "Płodna niedziela" owszem, ale nie pod tym względem co wielu ma na myśli. Płodność tej niedzieli polega jedynie na ilości zdjęć jakie pstryknąłem. Na początku po przebudzeniu okazało się że świeci słoneczko i wiosna ruszyła pełną parą. Co prawda na drzewach i krzewach daleko jeszcze do zielonego ubranka i nasz stary ogródek wygląda dość biednie...


 ...to jednak bliżej ziemi, wiosna daje sobie radę znacznie lepiej i zapylanie trwa na całego, jak to w płodną niedzielę.



 Moja kochana żona również dostała wiosennej werwy i postanowiła przystroić parapety naszego obecnego domu bratkami.



 Oczywiście tak wspaniały dzień nie mógł się obyć bez wizyty na placu budowy nowego domu. Żona odłożyła na kilka godzin przystrajanie okien i ruszyliśmy dziarsko na budowę,  gdzie przywitała nas radośnie nasza wspaniała droga.


 W taki słoneczny dzień jak dziś, nawet ona nie mogła zepsuć nam samopoczucia. Byliśmy tym razem przygotowani.



 W niektórych miejscach po kolejnych dowozach gruzu droga zaczynała już nawet przypominać typowo polską autostradę.


 Na budowie natrafiliśmy na postęp, ponieważ wylane ławy zaczerniły się smarowidłem.


Jak tylko droga nieco wyschnie i uda się wjechać na teren budowy z bloczkami betonowymi, zaczniemy wychodzić z ziemi.


Żona ogarnęła wzrokiem całą naszą budowę pod względem praktyczno gospodarskim.




 Kolejne zdjęcia zrobiliśmy w promieniu 200 metrów od budowy. Spacerkiem obeszliśmy pierwszy raz najbliższą okolicę. Po spacerku doszliśmy do wniosku, że jednak nie przepłaciliśmy za działkę, a może nawet kupiliśmy ją okazyjnie ;)








 Jak widać na następnym zdjęciu nie jesteśmy tu sami, podczas spaceru spotkaliśmy wielu rdzennych mieszkańców.




 Owszem, może ostatnio przybyło mi parę kilo, ale słowo daję, że ta belka była już połamana zanim na nią usiadłem. Czy ktoś mi wierzy?...


 Po przespacerowaniu okolic budowy, po drodze do domu  zajechaliśmy jeszcze do Przyjaciół, których też wiosna zaprosiła na działkę. Mam nadzieję, że Sylwia nie urwie mi głowy za zamieszczenie zdjęcia z hulanek i swawoli działkowych.


 Na koniec jeszcze wpadliśmy na działkę do dziadków. Nie zastaliśmy ich o dziwo, ale tak mi się podoba ich studnia, że nie mogłem się oprzeć aby nie pstryknąć zdjęcia.


Po powrocie do domu, jak przystało na płodną niedzielę, nie osiedliśmy na laurach. Żona Ania pracowicie kończyła zaczęte rano prace nad zabratkowaniem parapetów






 Krzysiek, czyli ja zająłem się uroczystym otwarciem sezonu rowerowego.



Co tu dużo mówić... płodna niedziela...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz